dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska – doktor psychologii i terapeuta uzależnień. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie A. Mickiewicza w Poznaniu oraz podyplomowe studium dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Gość specjalny tegorocznej Inauguracji Roku Akademickiego w WSE - dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska zostawiła naszym studentom i studentkom kilka słów z życzeniami To przeciwieństwo empatii bez której nie ma szczęścia”. Psychologia. Ewa Woydyłło-Osiatyńska: „Jesteśmy nieszczęśliwi, bo mamy skłonność do osądzania i egocentryzmu. To przeciwieństwo empatii bez której nie ma szczęścia”. Autor: Katarzyna Troszczyńska. Publikacja: 12.04.2021 Aktualizacja: 13.05.2023. Przeczytasz w: 9 minut. RT @Gosc_RadiaZET: Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Nawiązała pani do tego, że to święto można uczynić takim pięknym, wieloznacznym. Dobrym dla nas teraz żyjących, bo zmarłym to już jest naprawdę wszystko jedno. Czy my potrafimy obrócić rozpacz, lęk przed dalszą drogą w osamotnieniu? @RadioZET_NEWS. 31 Oct 2022 17:10:36 Zapraszamy na drugą część rozmowy z EWĄ WOYDYŁŁO-OSIATYŃSKĄ, psycholożką i psychoterapeutką. – Listen to EWA WOYDYŁŁO-OSIATYŃSKA: Miejsce na świecie jest dla każdego, I Skarbiec Angory #076, cz. 2 by Skarbiec Angory instantly on your tablet, phone or browser - no downloads needed. Ewa Woydyłło-Osiatyńska – doktor psychologii i terapeutka uzależnień. Autorka książek .: Autorka książek .: Wybieram wolność, czyli rzecz o wyzwalaniu się z uzależnień , Zaproszenie do życia , Podnieś głowę: Buty szczęścia , Sekrety kobiet , My – rodzice dorosłych dzieci , W zgodzie ze sobą , Rak duszy , O alkoholizmie . Mamy władzę nad swoim życiem i samopoczuciem Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska – psycholożka i psychoterapeutka, specjalistka terapii uzależnień, wykłada w Collegium Civitas, kieruje programem nt. uzależnień w Fundacji im. Stefana Batorego, autorka książek z dziedziny psychologii – najnowsza to „Dobra pamięć, zła pamięć”. Napisała pani książkę o pamięci, z której wynika, że jakość naszego życia w dużej mierze zależy od tego, co pamiętamy ze swojej biografii. Pani wspomina tylko dobre chwile. – Nikt chyba nie sądzi, że spotykały mnie wyłącznie dobre rzeczy, ale świadomie skupiam się na pamiętaniu zdarzeń dobrych i budujących, a nie na przykrych. To kwestia wyboru. Chcesz być promienna? Powracaj do tego, co cię w życiu uskrzydlało. Niektóre osoby tak się koncentrują na trudnościach i niepowodzeniach, że do głowy im nie przychodzi, że wcale nie muszą ciągle wspominać złych zdarzeń. Znam pewnego pana, który często wspomina wojnę, wywózkę na Sybir i pracę w tajdze przy 40-stopniowym mrozie, a także rodziców, którzy zmarli tam z głodu. Potem był na froncie, brał udział w ciężkich walkach jako dowódca. Teraz ma przed oczami twarze żołnierzy, których stracił, opowiada o tym bliskim i znajomym. Zastanawiam się, czy to coś złego, że wspomina takie rzeczy. – Słuchałam z zaciekawieniem, bo opowiadała pani o ludzkim doświadczeniu, które jest zawsze jakąś lekcją. Część ludzi na starość powraca do takiej części życia, która była wytłumiona, zamknięta, nieujawniona. Każdy ma do tego prawo. Nawet każdy ma prawo być nieszczęśliwy. Ale ten starszy pan jest pogodny. – To super. Powiem pani, że nie wiem, co będzie ze mną później, o czym będę myślała, co wspominała. Na razie staram się nie rozpamiętywać złych chwil. I wychodzi mi to na dobre. Znałam kiedyś osobę, która miała jedwabne życie: udane dzieci, dużo pieniędzy, wspaniałe podróże po całym świecie, a mimo to cały czas opowiadała, jakie okropności spotkały ją podczas wojny. I wszyscy jej unikali. Musiała być męcząca. Ten pan taki nie jest, opowiada też zabawne rzeczy. – To w porządku. Można jakąś złą historię opowiedzieć raz czy dwa. Ale jeśli człowiek robi sobie z tego wizytówkę, to odstrasza innych. Gdy starsi ludzie, czytając nekrologi, dochodzą do wniosku, że wszyscy z ich pokolenia odeszli, mogą wpaść w przygnębienie. Tak się stało niedawno z moim mężem, kiedy w ciągu roku umarli trzej jego najlepsi przyjaciele, choć mąż nie jest jeszcze z tego pokolenia, które odchodzi. To normalne, że każdego w takiej sytuacji ogarnia smutek i nurtują pytania o sens życia. Z mojej półki ludzie jeszcze tak często nie znikają, ale zdarza się, że ktoś umrze na serce czy raka. I wtedy myślę: „Po co się starać, po co w cokolwiek angażować, skoro i tak umrę?”. I jestem o krok od rozpaczy. – Tak było zawsze, odkąd człowiek przestał egzystować tylko po to, aby upolować jelenia i go zjeść. Homo sapiens – człowiek myślący – musi się zastanawiać nad takimi sprawami. Wracając do pamięci, powinniśmy mieć do niej mniej więcej taki stosunek jak do języków obcych. Nie szkodzi, że ich nie znasz, po prostu się naucz. ? – Jeżeli nie umiesz przywoływać przyjemnych rzeczy ze swojej przeszłości, to się tego naucz. Miałaś ciężkie życie – gwałcili cię, bili, katowali, wyrzucali z domu, urodziłaś się w slamsach… Trudno – było, minęło. Odpłacz, odżałuj, a potem przestań temu poświęcać czas i angażować umysł. Czy to możliwe? Tak, i to w każdym wieku. Jeżeli ten starszy pan zacząłby coraz częściej przypominać sobie tych zmarłych kolegów i rezygnował z normalnego życia, mówiąc np.: „A, już mi się nie chce nigdzie iść”, wtedy warto by było przyprowadzić go do terapeuty. Oderwać od złych wspomnień Jemu akurat się chce, właśnie wyjechał nad morze… Ale weźmy przykład innego pana, który ciągle opowiada, jak w PRL było mu niedobrze, jak go krzywdzili komuniści. I tylko na tym się koncentruje. – Można wtedy go zapytać: „Ma pan takie piękne ręce. Grał pan na jakimś instrumencie? A w ogóle jaką muzykę pan pamięta? Czy byli w pana życiu ludzie, którzy lubili śpiewać?”. On by odpowiedział, że tak. I wtedy zaczęłyby mu się przypominać rzeczy miłe. Wystarczy zmienić temat? – Ale należy to robić tak jak w tym przykładzie. Nie wolno mówić: „Daj spokój, porozmawiajmy o czymś weselszym”. Bo wtedy uzyskamy efekt przeciwny. Ta osoba zacznie bronić swojej historii, powie: „Nie wtrącaj się, takie było całe moje życie”. Można też zaangażować ją do wspólnej aktywności, zaproponować: „Wiesz co, mam dobrą książkę. Chodź, przeczytam ci coś ciekawego”. Chodzi o to, aby umysł odwracał się od wspomnień o pogrzebach. Albo powiedzieć: „Wiesz co, ty tak świetnie umiałeś coś tam. Naucz mnie tego”. Wcale nie musimy prosić o jakąś sentymentalną opowieść o pierwszej miłości. Człowieka, którego chcemy wyrwać z cierpienia i smętnych wspomnień, możemy poprosić, aby opowiedział nam o czymś pogodnym. Można zacząć w taki sposób: „Słuchaj, zupełnie nie pamiętam cioci Marysi. Opowiedz mi, jaka ona była”. I wtedy myśli takiej osoby pójdą w innym kierunku. Zacznie widzieć jaśniejsze barwy swojego życia. Z pani książki wynika, że na skutek złych wspomnień i negatywnego myślenia, do którego one prowadzą, można nawet zachorować na depresję. – Nie ma na świecie ludzi, którzy mieliby same dobre wspomnienia. W ogóle nie o to chodzi, aby nie mieć złych wspomnień. Każdy ma dobre i złe – np. każde rozstanie jest źródłem smutku. A jeżeli jeszcze do tego rozstania dojdą zawiedzione nadzieje, niespełnione obietnice, jakieś przegrane szanse, to zrozumiałe, że człowiek wrażliwy będzie musiał to ocenić jako coś niedobrego. Gorzej, gdy czas mija, mamy przed sobą nowe wyzwania, a my odwracamy się tyłem do obecnego życia, kontemplując minione złe wydarzenia. Według mnie, najważniejsze jest nie to, jakie się miało życie, lecz to, jakie z tego wyciągniemy wnioski na przyszłość. W tej książce próbowałam przekazać, że wiele naszych postaw nabywamy drogą odwzorowywania, naśladowania starszych. Jeżeli w domu rodzinnym dorośli patrzą na życie przez pryzmat niedobrych zdarzeń, trudno się dziwić, że dzieci będą robić podobnie. Proszę zauważyć, że w polskiej kulturze lubimy rozpamiętywać nasze klęski, cierpieć – wystarczy popatrzeć na pomniki, nazwy ulic, posłuchać wiadomości. Lubimy wspominać przegrane bitwy… – Nawet gdyby były same wygrane, też nie widzę w tym nic twórczego. Bo czy można czerpać poczucie wartości z tego, że ktoś był kiedyś bardzo piękny albo dzielny? Nie, poczucie wartości trzeba czerpać z tego, kim się jest dzisiaj. Zwłaszcza kobiety mają z tym problem w naszej kulturze promującej młodość i urodę. – To swoją drogą… Ale ja mówię o specyfice naszej obyczajowości, gdzie dobrze jest widziane bycie nieszczęśliwym. Byłam w wielu krajach i nigdzie tak się nie rozpamiętuje swoich krzywd z przeszłości, nie obwinia za swoje niepowodzenia niedobrych mamuś czy tatusiów. Zresztą wielu psychologów, nad czym ubolewam, podtrzymuje w pacjentach to poczucie nieszczęścia. Złego dzieciństwa, które do tego doprowadziło. – Fakt, że mąż kogoś zostawił, może faktycznie unieszczęśliwić. Ale gdy w terapii miesiącami roztrząsa się dzieciństwo, w dodatku za niemałe pieniądze, uważam to za nadużycie. Czy nie powinno chodzić o to, aby zranionej osobie pomóc wrócić jak najprędzej do normalnego życia? Dlatego podobało mi się, jak pani, wchodząc tutaj, powiedziała: „Chciałabym wyjść za mąż, szukam męża”. Bo? – Myślenie kobiet w kategoriach „co ja bym chciała dla siebie” rzadko u nas występuje. Kultywujemy model kobiety, która nie wyraża swoich potrzeb ani pragnień. Dwa skarbce Ale odeszłyśmy od tematu pamięci. – Bardzo wielu ludzi nie wie o tym, że nosi w sobie dwa skarbce: w jednym znajdują się dobre rzeczy, a w drugim złe. I zamiast otwierać ten pierwszy skarbiec, zbyt często otwierają ten drugi – z niedobrymi sprawami. Ma to sens biologiczny, jesteśmy tak stworzeni, aby niedobre wydarzenia mogły ostrzegać przed zagrożeniami, które mogą znowu się powtórzyć. Otwieranie skarbca ze złymi wspomnieniami przypomina jednak sytuację, kiedy szlaban na przejeździe kolejowym został na zawsze opuszczony, ponieważ kilkadziesiąt lat temu zdarzył się tam wypadek. Jak wyrobić w sobie nawyk czerpania ze skarbca z dobrą przeszłością? – Można zrobić takie ćwiczenie, które zadaję swoim pacjentom. Przypomnij sobie 20 rzeczy, które są powodem do zadowolenia z siebie, do dumy. A jeżeli ktoś nie jest w stanie dobrze o sobie mówić ani pisać? – Na terapii powiedziałabym do takiej osoby: „Wypisz mi na jutro pięć rzeczy, za które jesteś wdzięczna”. A co, jeśli nie ma takich rzeczy? – To wtedy bym zaproponowała: „Wieczorem przed snem przypomnij sobie dwie dobre rzeczy, które dzisiaj się wydarzyły”. Powiedzmy, że stwierdzi, że nic takiego nie było. Powiem wtedy: „A więc zaplanuj sobie na jutro dwie dobre rzeczy, które sprawią ci przyjemność, i zrób je”. Niech to będzie zjedzenie pysznego spaghetti, telefon do dawnej nauczycielki, którą lubiłaś, pójście do ogrodu botanicznego albo do kina, może obejrzenie meczu albo wystawy malarskiej. Wszystko jedno. Zaplanuj sobie te dwie rzeczy albo więcej niż dwie (!) i je zrób. A wieczorem, gdy będziesz iść spać, podziękuj za to, że miałaś taki dobry dzień. Następnego dnia zrób to samo. I co się stanie? Pojutrze będziesz już miała w skarbczyku dwa dobre dni. Całe życie było do kitu, ale wczoraj jadłam pyszne spaghetti, a dziś jechałam taksówką, aby nie zmoknąć. Mamy władzę nad swoim życiem i samopoczuciem. Możemy wziąć na siebie odpowiedzialność za to, aby mieć dobre życie. Albo niedobre…. Warto się tego uczyć. Dlatego że wielu z nas dorastało w domach, gdzie nie było radości, np. tata siedział w rozchełstanej koszuli, pił piwo i mówił, że wszystko jest do niczego. I potem jego córka, która ma dwa fakultety, powtarza to samo. To trochę tak jak z papierosami, ludzie palą je w sposób bezkrytyczny. Nawykowo, prawda? Podobnie jest z naszym zachowaniem. – Depresja jest nawykowa. W książce piszę o dzieciach, przytaczając badania, zgodnie z którymi tylko 1,5% najmłodszych ma depresję wynikającą z defektu mózgu, polegającego na wadliwie funkcjonujących neuroprzekaźnikach. Pozostali dostali depresji, bo wzrastali w domach, w których panował ponury nastrój. A co ze starszymi kobietami? Do czego może doprowadzić zaglądanie do niewłaściwego skarbczyka? – Może również spowodować depresję. Jeśli człowiek będzie tkwił w negatywnych wspomnieniach, z całą pewnością obniży mu się nastrój. Koła ratunkowe Pisze pani, że potem z takiego obniżonego nastroju bardzo łatwo wpada się w dół. Dlaczego tak trudno z niego się wydobyć? – To tak jak z bagnem, łatwo w nie wejść, ale trudno z niego wyjść. Depresja zaczyna się na ogół od małego niezadowolenia. Od małego przygnębienia. A z małego przygnębienia łatwo wyjść. Jest mi trochę smutno, to zadzwonię do pani Basi, ona zawsze jest pogodna, pewnie coś ciekawego czyta albo gdzieś w fajnym miejscu była, to mi opowie. A może pójdziemy razem na rower… Wychodzimy bardzo łatwo – z małych dołków. Z dużego dołu samemu się za sznurówki nie wyciągnie. Co wtedy? – Trzeba już wołać o pomoc, samemu trudno sobie poradzić. Tylko nie wiadomo, czy ktoś będzie przechodził, czy ktoś usłyszy. W tym momencie przypominanie sobie miłych sytuacji z przeszłości nie pomoże. – Wtedy nawet nic dobrego się nie przypomni. Gdy człowiek jest w złym stanie psychicznym, całe życie wydaje się bez sensu. Nie ma się wiary, że będzie lepiej, człowiek nie ufa, że kiedykolwiek odzyska radość życia. Czyli to może być ostrzeżenie dla osób o tendencjach depresyjnych, że gdy tylko zauważą u siebie obniżenie nastroju, już powinny szukać dobrych wspomnień albo zastanowić się, za co mogą być wdzięczne w życiu, czy tak? – Owszem. Ale takie osoby powinny również stworzyć sobie listę ludzi, do których mogą się zwrócić, kiedy będzie im źle. Takie koło ratunkowe. – To nie muszą być sami przyjaciele, może być sąsiadka albo pani ze sklepu, które wysłuchają i powiedzą dobre słowo. Warto się zapisać na nordic walking, aerobik czy do czytelni. Najważniejsze to nie być samej. Innym ludziom łatwiej zauważyć, że jesteśmy w gorszym nastroju. Reagują na to, pytają, wyrażają troskę – wtedy można porozmawiać o swoim zmartwieniu. Więc nie bądź sama. Bo wtedy nie ma kto podać ci ręki. Co nie znaczy, że nie możesz sobie całego sobotniego popołudnia przesiedzieć w domu. Powinnaś jednak mieć listę osób, na które – w razie potrzeby – będziesz mogła liczyć w trudnych momentach. Czyli mamy następujące recepty: odwracanie uwagi od złych wspomnień, szukanie dobrych rzeczy w przeszłości, rozmowa z życzliwymi ludźmi, pisanie o sobie pozytywnych rzeczy… – Pisanie to fantastyczna autoterapia – np. opisz sto miłych zdarzeń ze swojego życia. I już człowiek się podnosi… Ale też znajdą się osoby, które tego nie zrobią. Wolna wola. Są różne patenty na życie. Ci promienni żyją i ci depresyjni też, tylko jaka jest różnica w jakości ich życia… Trzeba wziąć za siebie odpowiedzialność. Nie będę wtedy zwalać winy na mamę, na tatusia, na wujków, na komunistów, na kapitalistów, tylko urządzę sobie życie tak, jak uważam, że można najlepiej. Jesteś tym, co pamiętasz. To motto pani książki? – Tak. Jeśli będziesz pamiętać dobre rzeczy, to będziesz kimś pięknym i pogodnym, a jeśli będziesz pamiętać złe rzeczy, będziesz przygnębiony, zgorzkniały. Czy możemy mieć nad tym kontrolę? – Tak, możemy. Jeżeli nie pamiętasz dobrych rzeczy, zadbaj o to, by dzisiaj je tworzyć. Te dobre rzeczy staną się jutro dobrymi wspomnieniami. I otaczaj się pogodnymi ludźmi. Podobne wpisy Polskie Centrum Terapii w UK (Birmingham, West Midlands) 2016-06-10 Spotkania z Ewą Woydyłło w Birmingham Serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych na niesamowite wydarzenie jakim będą spotkania z Panią Ewą w naszym mieście w dniach 20 i 21 czerwca 2016. – SPRAWY KOBIET kobiecość, związki, współuzależnienie -TABLETKA CZY TERAPIA leczenie depresji, stanów lękowych, wzmacnianie poczucia wartości Wykłady odbędą się w godzinach popołudniowych od 18:00 do 21:00 Wstęp wolny Dołącz do wydarzenia na Facebooku: Adres i mapka na dole strony Kilka słów o Pani Ewie jeżeli ktoś nie zna Ewa Woydyłło-Osiatyńska jest doktorem psychologii i jednym z największych autorytetów w terapii uzależnień w Polsce i na Świecie. Jest autorką kilkunastu książek i poradników między innymi: “Sekrety kobiet”, “Buty szczęścia” czy “Podnieś głowę”. Często występuję w programach telewizyjnych a jej wykłady przyciągają rzesze ludzi. Uczy coachingu zdrowia w studium podyplomowym w Collegium Civitas. W Fundacji Batorego od 20 lat szkoli specjalistów terapii uzależnień w Rosji, Azji Centralnej i Europie Wschodniej. Laureatka Medalu św. Jerzego, Nagrody Teofrasta oraz wyróżnień prezydenckich. Posiada certyfikaty państwowe w dziedzinie terapii uzależnień i superwizji terapeutycznej. Międzynarodowa konsultantka w dziedzinie zdrowego miejsca pracy (Employee Assistance Program). Więcej o Pani Ewie można przeczytać w Wikipedii: Kilka wybranych filmów z Youtube. Adres wydarzenia: “Centrala” Unit 4, Minerva Works, 158 Fazeley Street, B5 5RT Birmingham Kilka minut od Polish Millenium House (sąsiednia ulica) Konsultacje indywidualne Zapraszamy również na indywidualne konsultacje z Panią Ewą w dniach 21 i 22 czerwca w Polskim Centrum Terapii. Koszt konsultacji jest symboliczny i wynosi 10 funtów za 30 minut lub 20 funtów za godzinę. Aby umówić się na indywidualne konsultacje należy skontaktować się z Centrum Terapii pod numerem telefonu: 07512 707 701 lub skorzystać z zakładki “Umów wizytę” Ilość miejsc ograniczona Oficjalny plakat (pobierz i zamieść u siebie na Facebooku czy stronie): Bierny, bezwolny idealista ma depresję, aktywny realista jej nie ma Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska – psycholog i psychoterapeuta Niektórzy ludzie czują, że nadchodzi depresja. Czy można jej jakoś zapobiec? – Niewielki procent tzw. depresji endogennych wynika z poważnych zaburzeń funkcjonowania mózgu, niezależnych od sytuacji zewnętrznych. W innych przypadkach, gdy na pogorszenie nastroju wpływają przykre zdarzenia, rzeczywiście można, a nawet trzeba, depresji zapobiegać. Wielu ludzi myśli, że gdy ktoś jest dłużej smutny, to ma depresję. Zgadza się? – Albo wystarczy, że komuś nie chce się rano wstać. Depresja to słowo wytrych dla wszelkich odmian obniżonego nastroju. Szkoda, że jest pojęciem tak wieloznacznym. Kiedy możemy sobie udzielić wsparcia? – We wszystkich trudnych sytuacjach – żałoby, choroby, bólu fizycznego, cierpienia psychicznego po rozstaniu… Mam na myśli depresje sytuacyjne lub adaptacyjne. W odróżnieniu od nich depresji wynikającej z zaburzeń neurofizjologii mózgu raczej nie sposób zapobiec. Czy depresja endogenna, niezależna od nas, jest nieuleczalna? – Jest uleczalna w tym sensie, że można z nią żyć, tak jak z cukrzycą. I do tego służy farmakoterapia. A bez leków da się z niej wyjść? – Jeśli komuś się udaje, to w porządku. W większości przypadków jednak leki przeciwdepresyjne są niezbędne. ZALEŻY OD SYTUACJI Powiedzmy teraz o depresjach sytuacyjnych. Kto je ma? – My wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu. Ludzie wrażliwi reagują emocjonalnie na życiowe problemy. Myślący i czujący ludzie mają od czasu do czasu problemy z przemijaniem, boją się chorób, niektórzy mają osobowość narcystyczną i oczekują od życia samych przyjemności albo po prostu bywają malkontentami. Często nie sposób ich przekonać, że w chwilach gorszego samopoczucia lepiej pójść na spacer, wyjść z psem lub po zakupy, niż siedzieć w domu i czekać na pogłębienie złego nastroju. Dlaczego jedni, gdy dopada ich melancholia, idą np. pobiegać, a drudzy nie są w stanie? – Nasze zachowania są nawykowe. Jeśli ktoś od dzieciństwa nie uprawiał żadnego sportu, potem też nie będzie tego robił. Jeżeli nie musiał wychodzić z psem, sceduje obowiązki na kogoś innego, a sam będzie unikał wszelkiej aktywności. Na depresje zapadają osoby, które mają dla swojej bierności bardzo wiele usprawiedliwień. Taki ktoś może np. pochodzić z bardzo bogatego domu, opływać w przyjemności życiowe, o tego rodzaju człowieku Rosjanie mówią: z żiru biesitsa (wariuje z nadmiaru dóbr). Jednak równie dobrze może to być osoba z piątką dzieci, skromnie żyjąca, ale którą przytłacza szare, codzienne życie. Na depresję może też zachorować inżynier, którego zwolniono z pracy, a potem szuka jej przez pół roku i nie może znaleźć. Zaczyna odczuwać najpierw smutek, potem popija, aż w końcu dopada go depresja. Tymczasem mógłby jej uniknąć, podejmując jakąkolwiek pracę. Powiedziałabym tak: bierny, bezwolny idealista ma depresję, aktywny realista jej nie ma. A artyści? – Artyście przede wszystkim wypada mieć depresję. Tak jak wypada być alkoholikiem. Stereotypowy poeta upija się już za młodu, bo cierpi. Potem często już niczego wielkiego nie napisze. À propos… czy pani wie, że np. Miłosz nie miał depresji? Niemożliwe. – Jeśli nawet miał niewielką, związaną z tęsknotą za krajem, potrafił z nią żyć. Bo nie sztuka nigdy nie być w depresji, ale sztuka z nią żyć. Co charakteryzuje osoby, których depresja nie dotyczy? – To ludzie, którzy mają wysoki poziom obowiązkowości, dyscypliny i dodatkowo takie dary jak poczucie humoru, odporność na frustrację i umiejętność cieszenia się małymi przyjemnościami. Nie myślę tu o jakimś drylu ani wesołkowatości, tylko o zwyczajnej potrzebie działania. Ja np. dziś rano wyczyściłam dwie szafki w spiżarni. I od razu dobrze mi się dzień zaczął. Taki mały sukces dał pani radość, ale nie wszyscy to potrafią. – Sama się nad tym zastanawiam. W sumie to zagadka. PRAWO DO SMUTKU Właściwie z tego, co usłyszałam, najważniejsze jest, by radzić sobie z depresją. Działać pomimo wszystko, mobilizować się. – Tak. Życie ciągle dostarcza nam różnych zmartwień i powodów do smutku. Gdy zbankrutował nasz bank i jesteśmy bez grosza albo wyrzucili nas z pracy lub ktoś bliski ciężko zachorował, jesteśmy przygnębieni, źli, smutni, zmartwieni, obolali, zniechęceni i apatyczni. I to jest chyba normalne. – Dlatego powtarzam pacjentom: jesteś człowiekiem i masz prawo do różnych uczuć, także do smutku. Ale ważne, aby się w nim nie pogrążać. A od tego mamy rozum. Jeśli będziesz ulegać emocjom, zginiesz. Jeżeli jednak ktoś mimo wszystko nie ma siły wstać z łóżka i mówi, że ma depresję? – Wtedy tłumaczę, że gdy zostanie w łóżku, jego dziecko będzie głodne. Albo obrazi się koleżanka, której obiecaliśmy w czymś pomóc. No dobrze, ale bywa i tak, że człowiek nie ma do czego wstać. Nie ma dzieci, nie ma znajomych, nie ma pracy. – Wówczas trzeba sobie coś znaleźć. Bo rzeczywiście czasami nasze życie tak się ułoży, że jesteśmy samotni. Dotyczy to zwłaszcza starszych osób. Ale z drugiej strony to uproszczenie. Bo każdy może się obudzić któregoś dnia i stwierdzić, że nie ma nic do roboty. I jego życie jest bez sensu. Szukanie sensu życia jest zadaniem każdego z nas i wszyscy miewamy z tym problemy. Ale ma pani rację, bez obowiązków jest trudniej. Gdybym ich nie miała, czułabym się źle. Potrzebuję bodźców do życia. Nawet w czasie wakacji nie potrafię być bezczynna. Wyjeżdżam na obozy tenisowe lub wędrowne. Plaża na Karaibach? Umarłabym z nudów. I wtedy dostałaby pani depresji. – Na pewno (śmiech). Gdy komuś jest smutno i płacze, ciągle płacze, bo np. żona go zdradziła, chyba nie poradzimy mu, aby poszedł po rozum do głowy i się uspokoił. – Ale nie musimy od razu biec do psychiatry. Czasem nawet dobrze się posmucić, to przynosi ulgę. – Tak. Tylko nie nazywajmy tego chorobą. Rozmowa z zaufanymi, bliskimi ludźmi czyni cuda. Inni na ogół też mają zmartwienia i problemy, więc łatwo można odwrócić uwagę od swoich. Odwracanie uwagi od tego, co nas dręczy, to dobra metoda. Akurat piszę o tym książkę. Jak skutecznie odwracać uwagę? – Trzeba usiąść, wziąć kawałek kartki, długopis i zacząć pisać. Jeśli nasz nastrój jest czarny, groźny, niebezpieczny, autodestrukcyjny, depresyjny, trzeba się z niego oczyścić. Tak jak myjemy ręce. Piszemy o tym, co było dobre w naszym życiu, nawet o drobiazgach – jaki prezent sprawił mi największą radość. Albo o wielkich szczęściach, np. co czułam, kiedy urodziłam dziecko. Czyli trzeba pisać o czymś przyjemnym. – Tak, i umysł za tym podąży. Ja bym się tak nie gimnastykowała, ale po prostu wyjechała w góry. – Ktoś jednak może nie być w stanie nigdzie się ruszyć. Wtedy siada się i pisze o dobrych rzeczach, zamiast rozpamiętywać złe. ODWRACANIE UWAGI A oglądanie filmów albo czytanie książek? Też się odwraca uwagę od normalnego życia, a więc i od smutków. – Można nie móc na niczym się skoncentrować. Niedawno pewien ojciec przyprowadził do mnie 18-letnią córkę. Miała same piątki. Ale przestraszyła się matury. Była w panicznym lęku i depresji, jak mówił ojciec. Najpierw poradziłam jej, aby się zajęła czymś miłym, poczytała sobie, bo dowiedziałam się, że to lubi. Okazało się jednak, że nie ma mowy, litery jej się zlewają, nic nie widzi. Potem powiedziałam jej o tym pisaniu o sprawach przyjemnych. Zaskoczyło. Chodzi o to, aby jak najszybciej zmusić głowę do zmiany myślenia. A mózg nie odróżnia tego, co się dzieje naprawdę, od naszych wyobrażeń. Kiedy pojawią się przyjemne wyobrażenia, reaguje tak samo jak wtedy, gdy to się dzieje naprawdę, i zaczyna wydzielać endorfiny. W dużym uproszczeniu depresja to brak endorfin. Innym pomaga sprawianie sobie przyjemności, np. nowa torebka. – Lub pójście do Bliklego na naleśniki czy na koncert do filharmonii. Radzę swoim pacjentom, by sobie założyli skarbonkę antydepresyjną. To znaczy? – Chociażby na nową szminkę. Czy my przypadkiem nie zapominamy, że gdy ktoś ma depresję, nie cieszy go ani szminka, ani koncert? – Mówimy o tym, że wszystkie te sposoby: pisanie przyjemnych rzeczy, wychodzenie poza codzienność, kupowanie sobie czegoś miłego, bardziej zapobiegają depresji, niż ją leczą. Bo jak to wygląda? Nie od razu wpada się w głęboki dół. Depresja nie jest stanem statycznym. Zaczyna się od obniżenia nastroju. Ważne, aby to wyczuć, dostrzec jak najwcześniej. I wtedy trzeba zacząć działać. Bo kiedy smutek i apatia są już tak wielkie, że nie jeśmy w stanie się ruszyć, bez psychiatry sobie nie poradzimy. Nasza kontrola polega na tym, żeby do tego nie dopuścić. To tak jak z pójściem do lasu. Stawiam jedną nogę, potem drugą i… nagle czuję, że się zapadnę. Czy wtedy idę dalej? Czy jesień depresje niesie? To może być zaczyn? – Oczywiście. Wtedy nasz mózg produkuje mniej melatoniny, bo jest mniej światła słonecznego. Poza tym kiedy jest zimno, my, Polacy, mamy tendencję do piecuchowania (w przeciwieństwie do Finów, Norwegów czy Duńczyków, u których też jest zimno i jeszcze ciemniej niż u nas). Zmieńmy więc nasze nawyki. Bo nie dość, że jest mniej światła, to jeszcze siedzimy w domu! Odwrotnie – powinniśmy w te krótkie dni jak najwięcej wychodzić na dwór. Chodzić np. codziennie po zakupy do pobliskiego sklepiku albo jeździć rowerem na bazarek, a nie robić je raz na tydzień w supermarkecie. Już nie mówiąc o tym, że można pobiegać lub pójść na rolki. A gdy pada? – Zakładamy kalosze i pelerynę. Powiem pani, że meteopatia jest przereklamowana. Brałam udział w pewnym eksperymencie, gdzie były dwie grupy: jedna kontrolna, druga eksperymentalna. Każda grupa siedziała przed swoim ekranem, na którym pojawiały się migawki pokazujące aktualną pogodę, a było to w Chicago, słynącym ze zmiennego, wietrznego klimatu. Trzeba było rejestrować zmiany samopoczucia w zależności od obserwowanych na ekranie zmian pogody. Okazało się, że ludzie reagowali zgodnie z tym, co widzieli na ekranie, czyli na deszcz sennością, na wiatr niepokojem, a na słońce dobrym samopoczuciem. Bez względu na to, czy naprawdę tak było, czy nie. Bo tylko jeden ekran pokazywał prawdziwą pogodę. Czy depresja może być związana z lenistwem? – Myślę, że tak. Bo jeżeli czegoś nie zrobiliśmy, a poddajemy się lenistwu, mamy wyrzuty sumienia. Wyrzuty sumienia powodują niezadowolenie z siebie. I nic dziwnego, że źle się czujemy. A najgorsza jest taka mieszanka bezczynności z wyrzutami sumienia. Powstaje wówczas blok przed działaniem. Poddać się temu to najlepsza droga do depresji. I wtedy nie ma lepszego sposobu niż wziąć kartkę i napisać, co bym chciała, aby było zrobione, następnie rozłożyć to na drobniejsze zadania, a potem wybrać jedno, najłatwiejsze, i działać. Najważniejszy pierwszy krok. –Tak. Zdarza się jednak, że niektóre osoby nie są w stanie wykonać takiej prostej czynności. Wówczas lenistwo przeradza się w stan depresyjny. Dotyczy to osób, które nie wierzą w siebie, mają niskie poczucie wartości, uważają, że wiele rzeczy w życiu im się nie udało, albo zbyt często słyszały: z ciebie nic nie będzie, lub obok był ktoś, do kogo bez przerwy je porównywano, że takie wspaniałe nigdy nie będą. Jeśli ktoś się znalazł w tego typu pułapce, powinien pójść do psychologa. Najlepiej poznawczo-behawioralnego, z nastawieniem na rozwiązywanie problemów. Czy osoba w żałobie ma iść do psychiatry? – Może. Tylko nie powinna oczekiwać, że ta wizyta tak jej zmieni nastrój, że wieczorem będzie mogła pobiec do dyskoteki. Nie widziałyśmy się 10 lat, a mam teraz przed sobą jeszcze młodszą kobietę niż dawniej. Jak pani to robi? – I vice versa, ale powiem tak: nie starzeje się ten, kto ciągle się czegoś uczy. Ja ostatnio chodzę na włoski. Podobne wpisy Rozsypanie się dotychczasowego świata w wielu przypadkach jest bardzo trudne, wręcz bolesne. Ale życie toczy się dalej i od nas zależy, jak potraktujemy nieszczęście, jakie wyciągniemy z niego wnioski na przyszłość – zauważa dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka, terapeutka, autorka niedawno wydanej książki „Żal po stracie. Lekcje akceptacji”. Więcej… Myślę: sędzia, widzę: Salomon. To dowód na to, jak głęboko, jeszcze w latach szkolnych, zapadła mi w pamięć mądrość salomonowego werdyktu uznającego za prawdziwą matkę tę, która gotowa była wyrzec się dziecka na rzecz drugiej kobiety, zamiast rozszarpywać maleństwo na dwie połowy. Więcej… O żadnej grupie nie krąży tyle epitetów i kąśliwych uwag dotyczących zaburzeń psychopatologicznych, jak o politykach. Nie sądzę, by wynikały one z faktycznego znawstwa diagnostyki psychiatrycznej obywateli lub opozycyjnych konkurentów. Trzeba jednak przyznać, że większość przytyków dość trafnie punktuje odchylenia od norm psychicznych wysokich urzędników. Więcej… "O Bożym Narodzeniu najczęściej myślimy i rozmawiamy w przededniu Świąt, no więc znowu przyszła na to pora (...)" Więcej… "Sztukę definiujemy jako twórcze działanie człowieka odwołujące się do uczuć i intelektu poprzez oddziaływanie na zmysły (...)" Więcej… "Historycznie rzecz ujmując, budowanie siedlisk i w ogóle osiadłe życie domowe zaczęło się od sypialni (...)" Więcej… Serwis wykorzystuje pliki cookies w celu poprawienia jej dostępności, personalizacji, obsługi kont użytkowników czy aby zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie. Każdy może sam decydować o tym czy dopuszcza pliki cookies, ustawiając odpowiednio swoją przeglądarkę. Więcej informacji znajdziesz w Polityce Prywatności i cookiesAkceptuje

dr ewa woydyłło osiatyńska