Cześć Wszystkim :-)Dziś o drugiej w historii Nowego Starego Domu profesjonalnej ekipie. "Gościliśmy" Panów od pokrycia dachu, a dziś wchodzi ekipa od wylewek
Skarby znalezione na starożytnym śmietnisku Kamieniołom łupków położony niedaleko Rennes, który wieki temu przekształcono w zwykłe śmietnisko, okazał się archeologiczną kopalnią złota.
Skarby tajemniczych mórz. Pływaj po nieznanych morzach i odkrywaj skarby ukryte gdzieś w głębinach. Przed Tobą wciągająca gra, w której musisz połączyć ze sobą co najmniej trzy te same elementy, by brązowe pola całkowicie zniknęły z planszy.
Skarb poniemiecki odkryto pod dębową podłogą. Zdjęcia unikatów ze Sławna. Poniemiecki skarb był ukryty pod podłogą w Sławnie. Zobaczcie kolejne rzeczy, które zostały znalezione podczas remontu jednego z mieszkań w centrum miasta 24 września 2023, 10:09. skarb w sławnie.
Jak odzyskano wielki skarb zrabowany przez Niemców. Dzisiaj byłby wart ponad 50 mld zł. Bezcenne dzieła sztuki. Worki pełne złotych sztab. Rzadkie monety i przedmioty wykonane z cennych kruszców, które esesmani zrabowali ofiarom Holokaustu. Wszystko to Niemcy ukryli w Merkers. Skarby warte miliardy dolarów miały być tam bezpieczne
Skarby znaleziono w pobliżu znanej prehistorycznej osady i centralnego szlaku transportowego biegnącego przez Alpy. To, co dla nas jest teraz skarbem, 3000 lat temu musiało być dla kogoś śmieciami. Archeolodzy zwracają uwagę na fakt, że większość znalezionych przedmiotów została specjalnie uszkodzona i zakopana. Według badaczy to
. 1. Skarb Talleyrandów Pałac Talleyrandów w Żaganiu, fot. Shutterstock Ta fortuna opiewała na 4 mln marek niemieckich, nie licząc cennych listów. Skarb Talleyrandów należał do Doroty Talleyrand, nieszczęśliwej żony swego bogatego męża, która posiadała niezliczone kosztowności, w tym osobiste listy do Fredry i Chopina. Była tam też korespondencja Napoleona i bezcenne obrazy Canaletta, Rembrandta, Tycjana, Velázqueza czy Goi. Czytaj więcej: Skarb Talleyrandów – tajemnicza zagadka zaginionych Bursztynowa Komnata Odtworzona Bursztynowa Komnata w pałacu Katarzyny w Carskim Siole. Fot. Alexandra Lande, Shutterstock Piękny wystrój Bursztynowej Komnaty został zaprojektowany dla Fryderyka I i wykonany przez gdańskich mistrzów jubilerstwa i złotnictwa. Bursztyn to najcenniejszy skarb Bałtyku, a drogocenna Komnata warta była miliony – dziś jest właściwie bezcenna. Jej kopia, odtworzona w Carskim Siole i widoczna powyżej, kosztowała 11,5 mln dolarów. Bursztynowa Komnata jest do dziś symbolem zaginionego skarbu. Wiemy, że w 1942 r. trafiła w skrzyniach do zamku w Królewcu, dzisiejszym Kaliningradzie. Wiadomo też, że ponowie złożono wystrój i zapakowano do skrzyń w 1944 roku. Dalsze losy transportu są właściwie nieznane… Czy bursztynowe precjoza zostały zatopione razem ze statkiem Wilhelm Gustloff? Czytaj więcej: Bursztynowa Komnata – nierozwiązana zagadka zaginionego Portret Młodzieńca i inne dzieła sztuki Portret młodzieńca, Rafael Santi Najcenniejszy zaginiony obraz w dziejach Polski – Portret młodzieńca autorstwa Rafaela, wisiał w Muzeum Czartoryskich obok Damy z gronostajem Leonarda da Vinci i Portretu z miłosiernym Samarytaninem Rembrandta. Ale w odróżnieniu od dwóch swoich wielkich sąsiadów, bezcenny obraz nie powrócił w ramy po rubieżach II wojny światowej. Gdzie dziś jest? Najcenniejsze zaginione skarby w Polsce w dużej mierze mogą kryć się na Dolnym Śląsku. I to tu prowadzi trop śladem Młodzieńca… Oprócz Portretu za zaginione wciąż uznaje się około 840 dzieł sztuki z kolekcji Familii. Skarb Państwa odkupił w 2016 roku bogactwa książąt Czartoryskich i wedle postanowień umowy, gdyby w przyszłości odzyskano Portret młodzieńca, a także setki innych dzieł sztuki, stałyby się one automatycznie państwową własnością. Czytaj więcej: Portret młodzieńca – gdzie jest najcenniejszy zaginiony obraz w dziejach? 4. Złoto Wrocławia Rok 1945. Zniszczony ratusz we Wrocławiu. Źródło: Wikimedia Commons, CC BY Przełom 1944 i 1945 r. Na miasto zmierza Armia Czerwona. Wśród palącego się na ulicach dobytku wrocławian, wśród przygotowywanych na ostrzał kamienic, Niemcy muszą podjąć decyzję – co zrobić z wielkim skarbem. 7 ton depozytów bankowych i cywilnych – złoto Wrocławia, trzeba gdzieś ukryć. Kosztowności zostają bezpowrotnie wywiezione. Do dziś istnieje wiele teorii na temat miejsca ich ukrycia. I jest też niepublikowany wcześniej wywiad z tajemniczym niemieckim kapitanem, Herbertem Klose, który wyraźnie mataczył w zeznaniach… Kim był kapitan i gdzie się podziało złoto Wrocławia? Rzucamy trochę światła na tę zagadkę i typujemy kilka miejsc ukrycia skarbu w tekście: Złoto Wrocławia – gdzieś w Sudetach leży wielki skarb. Do dziś kosztowności gdzieś są. Nie znalazła ich bezpieka, choć na poszukiwania ruszał sam Jaruzelski. Poszukiwacze skarbów przekopali Dolny Śląsk wzdłuż i wszerz. Bez skutku…5. Skarb templariuszy Skarb templariuszy może dziś znajdować się wszędzie. Zdjęcie ilustracyjne, Shutterstock Skarb templariuszy ukryty w Chwarszczanach koło Kostrzyna nad Odrą, rozbudza wyobraźnię poszukiwaczy. Zakon gromadził liczne skarby podczas wojen z niewiernymi od XII wieku, a dzięki swemu bogactwu mógł też udzielać intratnych pożyczek. U templariuszy zadłużył się też Filip IV Piękny. Monarcha Francji doprowadził do kasaty zakonu. Jego mistrzów spalono na stosie, podobno w piątek trzynastego, stąd pechowość tej daty. Zostawiając zabobony, skarb templariuszy rzeczywiście istniał i musiał być potężny. Nawet jeśli przepuścimy przez sito opowieści o posiadaniu przez rycerzy Świętego Graala czy Arki Przymierza. Faktyczne skarby były gromadzone w złocie, biżuterii i monetach. Konfiskata paryskiego majątku templariuszy nie przebiegła po myśli Filipa Pięknego, bo nie odnaleziono złota ani na Półwyspie Iberyjskim, ani na Wyspach Brytyjskich, gdzie prowadziły ślady. Czy złoto jest więc ukryte w Polsce, w komandorii czyli kaplicy templariuszy w Chwarszczanach, otoczonej bagnami i naturalnymi zasiekami? Templariusze mieli je tu schować, co podobno nie mogło być trudne przy ich znajomości melioracji. Jak łatwo się domyślić, po kasacie zakonu wielokrotnie szukano skarbu. Także chwarszczańskie bagna przekopano. Ale niedokładnie… Poszukiwania trwające od 2004 do 2008 roku przerwano w tajemniczych okolicznościach. Nigdy nie zostały Skarb Inków Zamek w Niedzicy, fot. Shutterstock Potomek inkaskiego plemienia miał ukryć na zamku w Niedzicy cenny skarb. W czasach współczesnych w twierdzy nad jeziorem Czorsztyńskim pojawił się dziedzic fortuny z tajemniczym artefaktem wskazującym na jego związek z zaginionym skarbem. Co więcej, przedmiot przywieziony przez niego dowodził, że zamek w Niedzicy jest z pewnością tym właśnie miejscem, którego szuka. Więcej o skarbie Inków na pewno jeszcze napiszemy. Tymczasem więcej o samej twierdzy dowiecie się z tekstu: Na niedzickim zamku możecie znaleźć legendarny skarb Inków, ale uważajcie na jego strażniczkę!7. Skarb zamku Czocha Zamek Czocha, fot. Artur Kowalczyk, Polska Zachwyca © Więcej tu duchów niż żywych. Tajemniczy zamek Czocha skrywa podziemne korytarze, a w nich ukryty był skarb właściciela twierdzy. W wyniku najazdu nieprzyjaciela kosztowności zostały ukryte lub zakupione. Gdzie znajduje się złoto i klejnoty? Więcej ciekawostek w naszym tekście: Zamek Czocha – najbardziej nawiedzone miejsce w całej Polsce8. Skarb Średzki Najcenniejszy skarb w dziejach Polski wciąż nie jest kompletny… W czasie gdy Europę dziesiątkowała epidemia dżumy, przedsiębiorczy żyd wywiózł z Wrocławia królewski depozyt powierzony mu w zastaw. Najcenniejszy w dziejach Polski skarb ukrył w piwnicy. Żyd Mojżesz nie wrócił już po swoje kosztowności. Zostały one znalezione w czasach współczesnych. Historię ścigania znalazców przez milicję przybliżamy w naszym tekście: Skarb Średzki – najcenniejsze polskie znalezisko (FILM)9. Złoty Pociąg – czy naprawdę istnieje? Złoty pociąg, zdjęcie ilustracyjne, fot. Shutterstock Pancerny pociąg był widziany w okolicach stacji Wałbrzych Szczawienko pod koniec 1944 lub na początku 1945 roku. Co się w nim znajdowało? Spekuluje się o cennych dokumentach, broni chemicznej, zapasach amunicji i broni palnej, pieniądzach, a nawet słynnym Złocie Wrocławia, choć zdaniem historyków nie należy łączyć historii tych skarbów. Więcej o Złotym Pociągu i tym, czy istnieje naprawdę: Złoty pociąg – czy naprawdę istnieje? (FILM)
Poniedziałek, 27 sierpnia 2018 (16:32) Podczas czyszczenia strychu w urzędzie miasta w Wieliczce przypadkiem natrafiono na pomieszczenie, w którym składowano dokumenty. To niezwykłe odkrycie, bo ostatnie papiery pochodzą z II wojny światowej, od tamtej pory o pomieszczeniu na strychu zapomniano. Dziś odnalezione dokumenty pokazano po raz pierwszy publicznie. Najstarszy z nich pochodzi z 1864 roku. Dokumenty znalezione w Wieliczce z XIX i XX wieku /Józef Polewka /RMF24 Historyków zaskakuje to, że dokumenty są w bardzo dobrym stanie. Mógł na to wpłynąć mikroklimat panujący na strychu. Te dokumenty są z ciężkiego okresu historii Polski i to widać także w Wieliczce. Począwszy od rozbiorów, gdzie część dokumentów zapisanych jest w języku niemieckim, poprzez powstanie styczniowe, poprzez I wojnę światową, Problemy XX wieku, a później eksterminację ludności żydowskiej podczas II wojny światowej. Są na przykład rejestry funduszy na sieroty powojenne, czy zbiórki pieniędzy na wdowy po żołnierzach. Są dokumenty mówiące o mobilizacji przed II wojną światową oraz opowiadające o eksterminacji Żydów - mówi Magdalena Golonka z wielickiego urzędu miasta. Jednym ciekawszych odkryć może być tak zwana Lodownia miejska - czyli miejska chłodnia, która znajdowała się na terenie obecnego parku im. Adama Mickiewicza. Miały być tam przechowywane piwo i wino. No teraz nic nie pozostaje jak tylko kopać w tym parku i przekonać się czy cos tam zostało. O wielu obiektach po prostu nie wiedzieliśmy - podkreśla Golonka. To niesamowite co tam można znaleźć, jest dziennik podawczy, to przekrój życia społecznego miasta - mówi Artur Kozioł burmistrz Wieliczki. Wśród ponad tysiąca znalezionych dokumentów są też takie, które traktują o projektach kanalizacji w Wieliczce. Na mapach z dwudziestolecia międzywojennego można na przykład zobaczyć, jak nazywały się przed wojną niektóre ulice. Większość z dokumentów jest spisanych ręcznie. Nie wiadomo jeszcze, gdzie te dokumenty będą prezentowane na stałe. Burmistrz deklaruje, ze prowadzone są rozmowy z IPN-em oraz Muzeum Żup Krakowskich. Władze chcą jednak by były prezentowane w Wieliczce. Z kolei Tadeusz Jakubowicz przewodniczący Żydowskiej Gminy wyznaniowej w Krakowie nazywa te dokumenty "skarbem". Dowiadujemy się ile mieszkańców tu żyło pochodzenia żydowskiego, to była bardzo pokaźna liczba. To około 40% mieszkańców Wieliczki - dodaje Jakubowicz. (mch)
„[…]zobowiązuje się wiernie strzec tajemnic właściciela dworu i wypełniać jego polecenia związane z powierzonym mi zadaniem[…]” Temat skarbów jest nieodzownym elementem historii Dolnego Śląska. W poprzednim materiale opowiadałem o konkretnych akcjach i działaniach Wilkołaków. Warto jednak mieć na uwadze, że Wehrwolf w teoriach i lokalnych legendach miał również odpowiadać za zabezpieczenia wartościowych przedmiotów-skarbów, depozytów, dóbr kultury i wszelkiego rodzaju przedmiotów tajnych na terenach zajętych przez wroga. Ile jest prawdy w tym, że Wilkołaki wiedziały o skarbach i miejscach ich ukrycia. Ciężko dzisiaj stwierdzić. Faktem jest, że społeczeństwo mieszkające tu po wojnie mówiło o tym, że „niedobitki” niemieckie są tu po to, aby strzec skarbów i tajemnic. Ktoś powie, że to mit, legenda, wpływ komunistycznej propagandy. Być może jest to prawda. Jak już mówiłem, w każdej legendzie jest ziarno prawdy, a powojenni Niemcy nie pogodzili się z myślą utraty bogatego w węgiel kamienny i inne złoża, Dolnego Śląska. Poza tym ludność niemiecka oraz wojskowi mówili, że na te tereny prędzej czy później wrócą. Dlaczego tereny te były tak ważne? Czego pilnowano? Czy Niemcom zależało na powrocie na Dolny Śląsk tylko ze względu na bogate w surowce ziemie? Zapraszam na kolejną część historii do kawy. Mity, legendy, tajemnice… Z perspektywy czasu bardzo ciężko stwierdzić co ukrywano na Dolnym Śląsku. Wielokrotnie podkreślałem, że ze względu na brak jakiejkolwiek dokumentacji poszukiwacze tajemnic w swoich teoriach bazują na historiach zasłyszanych od starszych mieszkańców, a nawet i pewnych legendach. Im coś bardziej tajne i niedostępne, tym bardziej zaczynamy się tym interesować. Skarby Dolnego Śląska są niewątpliwie tematem, o którym jeszcze długo będziemy słyszeć. Na pewno też będziemy świadkami kolejnych odkryć, tricków medialnych oraz teorii spiskowych. Na pytanie, czy Wehrwolf miał coś wspólnego ze skarbami, odpowiadam z pełną świadomością, że tak. Choć pewnie nie w takim procencie, w jakim często próbuje nam się to przedstawić w niektórych filmach czy publikacjach. Na temat skarbów Wehrwolfu informacji i źródeł jest bardzo niewiele. To najbardziej tajemnicza i najmniej znana działalność Wilkołaków. „Strażnicy”, „opiekunowie” czy „śpiochy”. Tak nazywano Niemców, którzy zostali tu po wojnie. Według teorii są to ci Niemcy, którzy mają pilnować sekretów i miejsc ukrycia skarbów do ostatniego tchu. Nie byłoby w tym nic tajemniczego, gdyby nie fakt, że osobiście rozmawiałem ze starszymi mieszkańcami, którzy znali takie osoby. Mówiono, że w miejscu ich zamieszkania ukryto tajne wejścia do korytarzy, albo osoby te wychodzą regularnie wieczorami do lasów. Trudno jest jednak zweryfikować te informacje. Pamiętajmy, że komunistyczna władza bardzo podsycała takie teorie. Strach to jeden ze sposobów kontroli społeczeństwa. Zagłębiając się w temat Wilkołaków, natrafiłem na szalenie ciekawą informację. Okazuje się, że były sytuacje i to jeszcze w latach 70′, że osoby, które bardzo mocno interesowały się np. tematem sławnego kompleksu „Riese”, wiedziały dużo albo zobaczyły coś, czego zobaczyć nie powinny. Śmierć przychodziła do nich niedługo po tym. Kogoś potrącił samochód, ktoś inny miał zawał. Żeby była jasność, nie można jednoznacznie powiedzieć, że za te sytuacje odpowiedzialni są okryci złą sławą „strażnicy”. Takie sytuacje jednak naprawdę miały miejsce i to nie tylko w rejonie wałbrzyskim. Jakie są fakty? Przejdźmy teraz do tego, co udało się ustalić i co jest już zweryfikowane, a dotyczy właśnie skarbów Wilkołaków. Pan Bogusław Wołoszański na łamach pewnej publikacji powiedział, że aż 7% ukrytych zasobów Banku Rzeszy, przejętych przez Josepha Spacila, kierownika sekcji budżetowej RSHA (Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy), miało być przeznaczone na wyposażenie i działalność Wehrwolfu. Nie wiadomo, co się z nimi stało. Według wielu pasjonatów mogło dojść do przejęcia ich przez tajną organizację ODESSA, która pomagała wielu byłym SS – Manom i hitlerowcom. W pobliżu Szczecinka miała miejsce bardzo interesująca historia. Rozegrała się ona na terenie folwarku Neuhof. Mieszkali tam państwo Luckmanowie, którzy służyli sprawie najpierw pruskiego, a później niemieckiego militaryzmu. Generał Kurt von Luckmann wierzył do końca w „cudowną broń” swojego Fuhrera, ale w 1944 roku rozpoczął zabezpieczanie posiadanego majątku. W roku 1944 nie było już czasu i możliwości na ewakuację cennych przedmiotów. Każdy Niemiec posiadający spory majątek, zazwyczaj miał plan B, który zakładał możliwość ukrycia wartościowych przedmiotów w taki sposób, żeby móc po nie wrócić. Na polecenie generała przygotowano dwie takie skrytki. Jedną w krypcie rodowej kaplicy, natomiast drugą skrytką była szafa pancerna z cennymi drobiazgami, którą zamurowano w ścianie gorzelni. Wszyscy, którzy wiedzieli o skrytkach zostali zlikwidowani. Szafę pancerną ukrywali radzieccy jeńcy, którzy zaraz po tym, jak ją ukryli, zostali zabici. Tylko jednemu człowiekowi z otoczenia Luckmana darowano życie. Nazywał się Otto Blachnik. Dlaczego przeżył? Świetnie posługiwał się polskim językiem i w świadomości nowej władzy ludowej mógł uchodzić za autochtona lub na przykład polskiego pracownika przymusowego. Blachnik otrzymał od Luckmana jedno zadanie. Miał chronić skarby oraz współdziałać z miejscową komórką Wehrwolfu. Co ciekawe Otto Blachnik musiał podpisać dokument, którego treść brzmiała tak: Ja Otto Blachnik, zobowiązuje się wiernie strzec tajemnic właściciela dworu i wypełniać jego polecenia związane z powierzonym mi zadaniem. Za nie wywiązanie się z przyjętego na siebie dobrowolnie zobowiązania, będę odpowiadał przed niemieckim sądem specjalnym, jako zdrajca…. Znali Dolny Śląsk jak własną kieszeń Dlaczego mowa tu o Szczecinku? To historia znana i opisana, natomiast podobnych zdarzeń mogło być dużo więcej i to szczególnie na Dolnym Śląsku, na którym długo po wojnie mieszkali Niemcy. Poza tym są tu podziemia, do których wejścia często budowano w prywatnych rezydencjach bardziej zamożnych Niemców. Czy były to tylko schrony przeciwlotnicze? Moim zdaniem nie. Jeśli ktoś znał podziemia i wiedział, gdzie i w jaki sposób można coś ukryć, to stawiam na Wehrwolf. Oni Dolny Śląsk i podziemia znali jak własną kieszeń. Historię skarbu Luckmana warto opowiedzieć, żeby mniej więcej zobrazować schemat ukrywania przez Niemców rzeczy wartościowych. Przejdźmy teraz do takich sytuacji na Dolnym Śląsku. Jedną z takich skrytek znaleziono w moim mieście — Kamiennej Górze. W budynku, w którym w trakcie wojny znajdowała się szkoła Volksturmu, znaleziono zamurowane w ścianie plany mitycznego samolotu Arado E555. W Kamiennej Górze znajdowały się biura projektowe tej firmy i bardzo możliwe, że jeden z inżynierów, który działał w Wehrwolfie ukrył w ścianie plany tego samolotu, w obawie, że trafią one w ręce komunistów. Obecnie w budynku tym znajduje się Zespół Szkół Ogólnokształcących. Na zdjęciu Zespół Szkół Ogólnokształcących. Czego pilnowano w okolicach wsi Marczów? W poprzednim materiale opowiadałem dużo o Wilkołakach w Lwówku Śląskim. Tam faktycznie niemieccy partyzanci byli bardzo aktywni. Choć nie ma dowodów na ukrywanie tam skarbów, to są pewne poszlaki, w postaci relacji niemieckich mieszkańców, które pozwalają wierzyć, że coś ukryto a później długo pilnowano w okolicach wsi Marczów. Według niemieckich mieszkańców, na początku marca w roku 1945 w okolicie Marczowa miało przyjechać 8 ciężarówek załadowanych skrzyniami. Całą kolumnę pojazdów mieli eskortować żołnierze Wehrmachtu. Rzecz dzieje się w marcu, a przypomnijmy, że Lwówek został zajęty przez Armię Czerwoną w lutym roku 1945. Tyle udało się zapamiętać niemieckim mieszkańcom, których niedługo po tym wydarzeniu ewakuowano w kierunku Wlenia i Jeleniej Góry. Co przewożono w ciężarówkach i czy ma to związek ze skrytkami Wehrwoflu? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Jest jeszcze jedna relacja związana z Marczowem. 16 marca 1945 roku mieszkańcy Marczowa opisywali pewnego obcego im człowieka, który podawał się za pracownika wrocławskiego banku. Nigdy wcześniej go nie widziano, więc mógł on być działaczem Wehrwolfu, który miał nadzorować transport „czegoś” przez wymieniony wcześniej konwój 8 ciężarówek. Jeśli skarby istniały to już ich tu nie ma…. Mam pewną teorię dotyczącą skarbów Wehrwolfu. Moim zdaniem Niemcy ukryli tu bardzo dużo wartościowych przedmiotów. Uważam, że długo po wojnie po nie wracali. Ze względu na aktywność Związku Radzieckiego nie mogli wracać w roku 1945. Ukrywali się w lasach, uczyli języka polskiego, udawali chęć asymilacji z polskim społeczeństwem, mogli tu wracać nawet 3 lub 4 lata po II wojnie światowej. Oczywiście pewności nigdy mieć nie można. Ilość podziemi oraz brak jakichkolwiek konkretnych dokumentów pozwala nam jednak przypuszczać, że bardzo dbano i dba się o to, aby prawda o skarbach nigdy na jaw nie wyszła. Zastanawiający jest również szeroki zakres działań MO oraz pewnych komunistycznych władz, jeśli chodzi o podziemia w naszym województwie. Nie były to poszukiwania w pojedynczych miejscach. Bardziej działania tajne, prowadzone na szeroką skalę. Armia Czerwona musiała wiedzieć coś więcej o skrytkach skoro tak długo penetrowała te korytarze. Moim zdaniem to, czego nie zabrało wojsko niemieckie, było pilnowane przez Wilkołaków, a to czego nie zdążyli upilnować, zostało zabrane przez Rosjan. Później przez 50 lat resztki wykradali szabrownicy. Jeśli kiedykolwiek cokolwiek tu ukryto, a jestem przekonany, że tak było, to wydaje mi się, że tego już tu nie ma. O jakich skarbach mowa? Bursztynowa komnata i Złoty Pociąg to nie do końca mit. Wydaje mi się jednak, że prawdy powinniśmy szukać albo w Moskwie, albo w Berlinie. Maciej Regewicz Zdjecia – Projekt Arado, Zaginione Laboratorium Hitlera.
Wyspa Dębów Wyspa Dębów to niewielka wysepka u wybrzeży Nowej Szkocji w Kanadzie, która jest znana z powodu znajdującej się tam Studni Pieniędzy. Zasypany studnię o średnicy 3 metrów w 1795 r. odkryła grupka nastolatków, którzy poszukiwali skarbu kapitana Williama Kidda. Chłopcy dokopali się do głębokości ok. 7 metrów, co trzy metry trafiając na drewniane podesty. Wkrótce potem eksploracją Studni Pieniędzy zajęły się poważniejsze firmy, które dokopały się do 30 metra, cały czas znajdując co 3 metry pokłady z bali. Podobno udało się dokopać do komory wypełnionej tajemniczymi skrzyniami, jednak kolejne ekspedycje systematycznie niszczyły studnię, utrudniając drogę do skarbu. Po dziś dzień woda skutecznie broni dostępu do tajemniczych skrzyń. Nie pomagają ani komputery, ani zaawansowane maszyny górnicze. Co znajduje się w tak pilnie strzeżonych przez Naturę kufrach? Teorii jest wiele – skarb templariuszy, piratów, angielskich wojsk kolonialnych, a nawet sekrety kosmitów. Najbardziej niezwykła teoria zakłada, że Studnię Pieniędzy stworzył angielski filozof Francis Bacon, by ukryć dokumenty dowodzące, że to on jest autorem dzieł Szekspira. Dzisiaj Wyspa Dębów jest własnością prywatną, a jej zwiedzanie wymaga uzyskania odpowiedniej zgody. Skarb braci Lafitte Jean Lafitte był XIX-wiecznym piratem i korsarzem, który wraz ze swoim bratem Pierrem zarabiał na życie rabując statki handlowe, głównie w regionie Zatoki Meksykańskiej. Wszystkie pozyskane w ten sposób towary sprzedawał na bieżąco w pobliskich portach. Legenda głosi, że fortuna Jeana i Pierre’a Lafitte zaczęła tak błyskawicznie rosnąć, że część skarbów piraci musieli zakopywać. Nie wiadomo gdzie miało to być, choć znawcy tematu największe szanse dają wybrzeżu Nowego Orelanu lub Jeziora Borgne. Wartość całego skarbu braci Lafitte jest trudna do oszacowania, choć pod koniec swojej pirackiej kariery korsarze mieli podobno aż 50 statków pełnych kosztowności. Nie wiadomo ile w tym prawdy, bo nawet część legendarnego skarbu nie została odnaleziona. Skarby z Flor de la Mar Flor de la Mar (Kwiat Morza) to portugalski 400-tonowy statek zwodowany w 1502 r. Dowodził nim Alfonso de Albuquerque, jeden z twórców portugalskiego imperium kolonialnego. Kapitan w 1511 r. załadował statek po brzegi złotem, kosztownościami daniną zapłaconą przez króla Syjamu. Niestety, kapitanowi Albuquerque nie było dane dotrzeć do portugalskiego króla. W cieśninie Malakki Flor de la Mar dopadł sztorm, który rzucił statkiem na skały Sumatry powodując jego przełamanie na pół i zatonięcie. Wszystkie skarby na zawsze spoczęły w morzu. Na pokładzie statku miało być ponad 60 ton złota o wartości blisko 3 miliardów dolarów. Po kilkuset latach skarby są przykryte grubą warstwą piasku, a duża niedokładność szesnastowiecznych map utrudnia jego wydobycie. Skarb Nuestra Senora de Atocha Nuestra Senora de Atocha to hiszpański XVII-wieczny galeon należący do tzw. Srebrnej Floty. Statek zatonął w 1622 r. podczas huraganu w pobliżu Florydy z ogromnym ładunkiem kosztowności na pokładzie – milionem srebrnych monet peso, 20 tonami srebrnych sztabek, 27 kilogramami szmaragdów i 35 skrzyniami złota. Dzisiaj wartość ładunku szacuje się na ponad 700 milionów dolarów. Katastrofę przeżyło tylko 4 marynarzy, którzy ujawnili przybliżone położenie statku. Udało się go odnaleźć w 1985 r. przez słynnego łowcę skarbów Mela Fishera. Analiza archeologiczna wraku ujawniła, że kadłub miał istotne wady konstrukcyjne spowodowane nadmiernymi oszczędnościami materiałowymi poczynionymi przez konstruktorów. Część kosztowności Nuestra Senora de Atocha wydobyto na powierzchnię, ale część nadal jest przykryta morskim dnem i czeka na odkrywców. Wartość pozostałego w oceanicznych czeluściach skarbu szacuje się na ponad 200 milionów dolarów. Może warto się pofatygować? El Dorado El Dorado to legendarna kraina w Ameryce Południowej wypełniona złotem. Jej nazwa pochodzi od skróconego hiszpańskiego określenia „el hombre dorado”, czyli „człowiek olśniony złotem”. Jedna z popularniejszych legend mówi, że „złoty człowiek” (znany jako „el dorado”) wskoczył do świętego jeziora, a zwolennicy zaczęli wrzucać do niego ofiary w formie klejnotów i kosztowności. Opowieść ta pochodzi od pierwszych hiszpańskich konkwistadorów, którzy podczas poszukiwania złota dowiedzieli się o rytuale oklejania jednego z wodzów Indian pyłem złota i obmywaniu w jeziorze Guatavita w Andach Północnych (dzisiejsza Kolumbia). Tradycja, która faktycznie istniała, została zaprzestana grubo przed przybyciem Kolumba, o czym europejscy poszukiwacze nie wiedzieli. El Dorado poszukiwano wszędzie, ale za najpewniejszą lokalizację uznano jezioro Guatavita. Hiszpanie próbowali nawet osuszać jezioro, a podczas tego procesu znaleziono szmaragd wielkości kurzego jaja, złote berło, napierśnik i inne kosztowności. Niestety, od 1965 r. jezioro jest pomnikiem narodowym, więc wszyscy poszukiwacze skarbów muszą obejść się smakiem. A podobno kosztowności spoczywające na jego dnie są warte kilkaset milionów dolarów. Bursztynowa Komnata Bursztynowa Komnata to kompletny bursztynowy wystrój komnaty zamówiony przez Fryderyka I u gdańskich mistrzów rzemiosła. Stał się symbolem zaginionego skarbu, który wciąż czeka na odkrycie. Bursztynowa Komnata w 1941 r. została zrabowana przez Niemców, a wkrótce potem przewieziono ją w skrzyniach do zamku krzyżaków w Królewcu. W 1944 r. komnatę zapakowano do zamkowych podziemi i to właśnie je uznaje się za ostatnią pewną lokalizację skarbu. Armia Czerwona zdobyła Królewiec w 1945 r., ale Bursztynowej Komnaty wtedy nie odnaleziono. Kustosz zamkowy – dr Alfred Rohde – zatrzymany przez Rosjan nie wyjawił tajemnicy spoczynku kosztowności, a wkrótce zmarł w tajemniczych okolicznościach. Bursztynowej Komnaty przez lata szukały tysiące amatorów, urzędników ministerstw kultury Polski, Niemiec i ZSSR oraz służby specjalne. O zdanie pytano radiestetów i jasnowidzów, ale majestatycznego wystroju komnaty nie odnaleziono. Bursztynowa Komnata mogła zostać ukryta w Krakowie, Pasłęku, Zamku w Człuchowie, Giżycku, Górach Sowich, Nysie, Szklarskiej Porębie, Kaliningradzie, na niemieckim statku MSS Wilhelm Gustloff zatopionym w styczniu 1945 r. czy samolocie, który spadł do jeziora Resko Przymorskie. Niewykluczone, że arcydzieło pochłonął ogień podczas pożaru królewieckiego zamku, bombardowania przez alianckie samoloty lub oblężenia przez Armię Czerwoną w 1945 r. Poszukiwacze skarbów mają jednak nadzieje, że Bursztynowa Komnata gdzieś tam jest. I wciąż na nich czeka. Skarb Czarnobrodego Czarnobrody to legendarny angielski pirat, który w latach 1716-1718 siał postrach na Morzu Karaibskim. Postać ta pojawia się w jednej z części słynnych „Piratów z Karaibów”. Czarnobrody naprawdę nazywał się Edward Teach i jest uznawany za jednego z najgroźniejszych piratów w historii ludzkości. U szczytu swojej nieprzeciętnej kariery dysponował 4 doskonale uzbrojonymi statkami, 60 działami i ponad 400-osobową załogą. Główną jednostką Czarnobrodego był okręt Zemsta Królowej Anny, którego wrak odnaleziono w 1996 r. u wybrzeży Karoliny Północnej. We wraku brakowało skarbu Czarnobrodego, którego wartość szacowano na 10 milionów dolarów. Oznacza to, że albo ktoś już wcześniej go wydobył, albo Czarnobrody zabrał tajemnicę jego lokalizacji ze sobą do grobu. 3 września 2014 o 20:10 przez Skomentuj (12) Do ulubionych
Bursztynowa komnata, złoto Wrocławia, kosztowności mongolskiego chana... Wszystkie te skarby mogą znajdować się gdzieś obok nas. Nie wierzycie? Przeczytajcie. Dziś pierwsza część naszego - Archiwum TalleyrandówJuż ponad 60 lat trwają już poszukiwania legendarnego archiwum Doroty Talleyrand Perigord. Czyżby nadal znajdowało się w żagańskim pałacu? 22 kwietnia 1944 roku pełnomocnik rządu III Rzeszy informował wydział samorządowy Prowincji Śląskiej, że najcenniejsze zbiory Żagania zostały zapakowane do skrzyń i umieszczone w piwnicy. Rozebrano meble, sporządzono specjalne stelaże do obrazów. Część majątku - szczególnie bibliotekę, planowano przewieźć do Miodnicy lub do dworu w podszprotawskiej Borowinie. Były także plany ukrycia skarbów w Kliczkowie w okolicy do akcji włączył się słynny Guenter Grundmann, piwnice żagańskiego pałacu pełne były skrzyń. Ponieważ mieli przybyć pierwsi pacjenci do urządzonego w pałacu szpitala, rozpaczliwie szukano środków transportu, żeby skarby wywieźć. W październiku na dwa samochody zapakowano większość dóbr. W piwnicy pozostało jednak 47 skrzyń i pakunków oraz pojedynczych przedmiotów. W jednej ze skrzyń znajdował się słynny zbiór listów i francuskich źródeł po zajęciu Żagania przez Rosjan w pałacu pojawiło się dwóch oficerów - Francuz i Amerykanin, którzy najpierw pomieszczenia przeszukali i za zgodą dowództwa radzieckiego zabrali kilka skrzyń dawnego archiwum pałacowego. Inna wersja mówi, że pałac odwiedził wówczas pewien dyplomata holenderski - pełnomocnik Talleyrandów. Świadkowie mówią nawet, że pałac najeżdżały wręcz wycieczki rozmaitych cudzoziemców, a przez pewien czas nad budynkiem powiewała nawet francuska protokół zawartości skrzyń spisano w grudniu 1944 r., półtora miesiąca przed wkroczeniem do Żagania wojsk radzieckich. Tak naprawdę nikt nie wie, co się stało z ich bezcenną zawartością. Niemiecki historyk sztuki Palmbeck same tylko zbiory sztuki wycenił na 4 mln marek. Osobne inwentarze sporządzono dla bibliotek - francuskiej i niemieckiej oraz unikalnego zbioru listów. Sporo dzieł sztuki z tej listy znajduje się w muzeach francuskich, niektóre przewinęły się przez słynne domy aukcyjne. Większość obrazów i rzeźb z Żagania trafiła do zamku Talleyrandów w wiadomo natomiast, gdzie znalazło się sporo zabytków, przede wszystkim kolekcja słynnych listów z kolekcji Doroty Talleyrand, które nigdy nie "wypłynęły". W Bibliotece Kongresu USA znajdują się mikrofilmy zbiorów tzw. archiwum Talleyrandów, sporządzone przez tajemniczego doktora Hutha. Jak trafiły za ocean? Przed 30 laty do Polski dotarł list pewnego Niemca, który twierdził, że zna lokalizację ukrytych w żagańskim pałacu sreber i archiwaliów. Tropem ruszyła ekipa fachowców - nic nie znaleziono. Nic nie wskazuje też na to, by powiodły się wcześniejsze próby poszukiwań rozmaitych łowców skarbów, którzy zostawili po sobie pamiątki w postaci rozkutych ścian. A może skarb spoczywa w piwnicach pałacyków w Miodnicy lub Borowiny?SIEDLISKO - Muzeum w piwnicyJuż w połowie 1942 roku Niemcy rozpoczęli akcję chowania zrabowanych w różnych zakątkach Europy dzieł sztuki. Nie myśleli o zbliżającej się klęsce, ale chcieli zabezpieczyć cenne przedmioty przed bombardowaniami. Profesor Guenter Grundman, konserwator zabytków prowincji dolnośląskiej, otrzymał z Berlina polecenie wyszukania na swoim terenie działania miejsc nadających się na składnice dzieł sztuki, archiwaliów i muzealiów pochodzących ze wschodnich i północnych Niemiec. Nawiasem mówiąc naukowiec ten zajmował się także wyszukiwanie złomu metali kolorowych dla niemieckich hut - dzwonów, naczyń liturgicznych, pomników...Najpierw przygotowano wykaz rzeczy, które trzeba ukryć, później do właścicieli obiektów skierowano pisma - Grundman postawił na pałace i zamki. Na składnice wybierano sale na parterze, czasem piwnice i lochy - o ile były suche. Rzadziej starannie zakopywano lub zamurowywano w specjalnych wynika z dokumentów firm przewozowych, pierwsze partie skarbów trafiały do składnic już 1942 roku. Na początku do Henrykowa i Kamieńca Ząbkowickiego. Do czerwca 1944 roku zorganizowano składnice w 79 miejscowościach. Z samych tylko zbiorów muzealnych Wrocławia wywieziono i ukryto 34 ołtarze, 992 obiekty przedhistoryczne, 25 tys. tomów ksiąg, 11 epitafiów, sztuk szkła artystycznego, 7 tys. grafik, 195 miniatur, monet, 746 sztuk zbroi i broni...Traf sprawił, że lista skrytek Grundmana trafiła w ręce polskich historyków - wydobyto je spod gruzów urzędu konserwatorskiego. Zaszyfrowane zapiski udało się odczytać i historycy ruszyli ich śladem... Znaleziono niewiele - jedne obiekty zostały zniszczone, inne na pierwszej liście Grundmana znalazły się lubuskie miejscowości. Carolath (Siedlisko), Sprottau (Szprotawa), Hartau (Borowina pod Szprotawą). Poszukiwacze mówią także o lochach średniowiecznych pod Starym Miastem w Głogowie i Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym. W styczniu 1946 polscy historycy sztuki spenetrowali Żagań, Kożuchów, Bytom Odrzański i Nową Sól. W marcu 1946 r. zabezpieczono wspaniałą, XVIII-wieczną bibliotekę z Grundman nigdy na Dolny Śląsk nie przyjechał, nie odpowiadał także na listy polskich - Gdzieś jest galeriaW 1944 roku Niemcy doskonale wiedzieli, że mają kłopoty. Trwało poszukiwanie rozmaitych schowków, w których najcenniejsze dzieła sztuki i archiwa mogą przetrwać wojenną pożogę. Na liście dobrze rokujących miejsc znalazło się kilka punktów w Szprotawie i najbliższych okolicach - oba miejscowe kościoły, pałac w Borowinie...- Mamy relacje ludzi, którzy po wojnie przyjechali do Szprotawy jako pierwsi - opowiada regionalista Maciej Boryna. - Twierdzili, że wędrując podziemiami potykali się o jakieś pomieszczeniu archiwum szprotawskiego muzeum wisi reprodukcja o tematyce religijnej. Nic nadzwyczajnego. Uwagę zwraca natomiast rama, która jakby nie pasuje do tego "dzieła". Podobnie jak szare passe-partout. Reprodukcja, dar szprotawianina, wisi w tym miejscu od trzech lat. Jednak dopiero ostatnio Boryna zwrócił uwagę na odcisk tłoczonej pieczęci. I napis KGL. NATIONAL GALERIE "BERLIN", czyli "Królewska Galeria Narodowa w Berlinie".- Nie ma wątpliwości co do autentyczności passe-partout i pieczęci - dodaje Boryna. - Skąd się wzięły w Szprotawie? Nasz darczyńca nie wie, kiedy i jak jego przodkowie weszli w jego posiadanie. Nie wiadomo także czy ta rama zdobiła jakieś znacznie bardziej cenne tutaj rozpoczyna się historia. Niecały rok po zakończeniu działań wojennych, w 1946 roku, zlikwidowano szprotawskie skrytki, w których schowano zbiory biblioteki i archiwum miejskiego z Wrocławia. Depozyty odnaleziono również w pałacu von Stoschów w pobliskiej Borowinie. Czy to były wszystkie ukryte przedmioty? Trudno przypuszczać znając historie innych wojennych skarbów. Pewne jest jedno. Po 1945 roku berlińska galeria nie odzyskała wszystkich Jak pisze Claude Keisch w "Die Alte Nationalgalerie Berlin", zbiory galerii zostały zdziesiątkowane wskutek bombardowań i przewożenia - dodaje Boryna. - Z oficjalnych informacji dowiadujemy się, że gdy rozpoczęła się wojna, całą galerię zniesiono do piwnic, potem zdeponowano w banku krajowym. Nasilenie bombardowań zmusiło odpowiedzialne służby do ukrycia dzieł w kopalniach soli na terenie środkowych tak dzieła sztuki trafiały w ręce zdobywców i wędrowały do Wiesbaden, Braunschweigu, Berlina i w głąb Związku Radzieckiego. Wiele z nich zostało zagrabionych przez żołnierzy i przypadkowych znalazców. Dotychczas ustalono miejsca przechowywania jedynie 49 utraconych wtedy pozycji. Znajdują się one w innych muzeach oraz w rękach prywatnych kolekcjonerów w Niemczech, USA i Grecji. No i rama wraz passe-partout w Muzeum Ziemi - Ludzie chowali precjozaTuż przed wkroczeniem wojsk radzieckich w Gubinie wybuchła panika. Przerażeni mieszkańcy chowali swoje kosztowności. Wymarzonym miejscem były rozbudowane podziemia fary. Oprócz przedmiotów należących do wiernych trafiły tam także pieniądze, zabytki sztuki sakralnej i złote wyposażenie liturgiczne...Gdy do miasta wkroczyli Rosjanie zastali morze zgliszcz - pozostały tylko ruiny ratusza, fary, fragmenty murów obronnych z basztą Bramy Ostrowskiej, nieco budynków na przedmieściach. W ślad za wojskiem szli szabrownicy. Ciężarówki wypełnione po brzegi meblami, dywanami, przedmiotami codziennego użytku jechały do Polski południowej i centralnej. Trwało także przeszukiwanie miasta i jak twierdzą świadkowie tamtych dni właśnie na kosztownościach znalezionych wówczas zbudowano niejedną fortunę. Wśród przesiedleńców znalazł się szesnastoletni mieszkaniec Krakowa. Zaprzyjaźnił się z leciwym już Niemcem, o którym mówiono, że był kościelnym gubińskiej fary. Na łożu śmierci starzec miał młodzieńcowi zdradzić podobno miejsc, gdzie ukryte zostały skarby chłopca wyrósł mężczyzna, dla którego znalezienie skarbu stało się celem i obsesją. Jak przyznają jego córki i syn, udało mu się nawet co nieco znaleźć. Po nim sekret miały odziedziczyć córki, a mniej więcej wówczas rozpoczęła się druga gubińska gorączka złota. Wskazywano nowe miejsca, strzępy relacji. Natychmiast pojawiły się ekipy zbrojnych w łopaty poszukiwaczy. Farę musiała strzec policja, a potomkowie strażnika sekretu byli nieustannie molestowani o wyjawienie zabezpieczenie nie wstrzymywało próby, gdy wybuchła trzecia faza gorączki złota - niemal dokładnie przed dziesięcioma laty - na apel Daniela M. stanęło 17 gubinian, którzy zarejestrowali w sądzie Stowarzyszenie Ziemi Gubińskiej - Poszukiwaczy Skarbów. Daniel M. Pokazywał i wskazywał kolejne miejsca ukrycia skarbu - dawna apteka, Wzgórze Śmierci. Poszukiwacze walczyli nawet o dotacje z Urzędu Miasta. Najbardziej zagorzali utrzymywali, że w podziemiach znajduje się słynne złoto Wrocławia. Rumieńców historii nadał list obywatelki Niemiec, która zwróciła się do władz miasta z pytaniem o polską procedurę ubiegania się o zezwolenie na poszukiwanie skarbów...Bardziej sceptyczni są historycy. Negują nawet istnienie tego rozbudowanego systemu podziemi pod gubińską farą - podczas niedawnych prac archeologicznych w okolicy kościoła odkryto na poziomie 3,2 metra wodę - oznacza to, że podziemia nie mogły sięgać w głąb, a gęsta zabudowa okolicy wyklucza istnienie sieci "płytkich" korytarzy. O gubińskich podziemiach nie ma także nawet wzmianki w archiwum wojewódzkim. To jest o tyle dziwne, że tutaj sporo jest wiadomości o tym mieście. Jednak ostatnie prace archeologów i budowlańców zdają się przeczyć istnieniu - Złoto białego generałaZ Zatoniem wiąże się historia, którą opisał w swojej książce "Testament barona" znany dziennikarz - podróżnik Witold Michałowski. Uważa on, że testament bałtyckiego barona Ungerna-Sternberga, chana mongolskiego z 1921 roku, określający miejsce ukrycia skarbów mongolskich w Azji, trafił w 1945 roku z Estonii do Zatonia. Gdzie zaginął bądź został ukryty...Baron Roman Nicolaus von Ungern-Sternberg to rosyjski generał, dowódca Azjatyckiej Dywizji Konnej na Dalekim Wschodzie. Urodził się w Grazu, wychowywał w Tallinnie. Uczestnik wojny rosyjsko-japońskiej w 1905. Po rewolucji lutowej wysłany na Daleki Wschód. Po rewolucji październikowej walczył z bolszewikami. Zasłynął bezlitosnymi mordami bolszewików lub osób podejrzanych o sprzyjanie bolszewikom czy innym frakcjom rewolucyjnym oraz na Żydach, przez co zyskał tytuł Krwawego Barona. Przejął dowodzenie nad armią w rejonie jeziora 1920 odciął się od Białej Gwardii i ogłosił niezależnym wojownikiem. Jego celem stało się zaprowadzenie monarchii na całym świecie. Głosił hasła antysemickie. Zaczął przygotowywać ekspedycję, której celem miało być przywrócenie dynastii Qing w Chinach. W dniach 28 września - 2 października 1920 jego oddziały wkroczyły do Mongolii. 3 lutego 1921 zdobył Urgę i przywrócił tam władzę Bogda Chana. Faktycznie sam przejął władzę, ogłaszając się reinkarnacją czerwcu 1921 na czele 20-tysięcznej armii białych Rosjan i Mongołów zaatakował Rosję, jednakże szybko został rozbity w bitwach pod Nauszkami i Jeziorem Gęsim. Obalony 6 lipca 1921, dowodził ruchem oporu do pojmania 21 sierpnia. Zginął 15 września 1921, rozstrzelany w jakim skarbie mowa? To kasa białej gwardii, nad którą sprawował pieczę uzupełniona przez lamaickie dobra i kosztowności z buddyjskich klasztorów. Cały ten majątek zniknął ukryty gdzieś w stepach Mongolii. Gdzie? To pokazuje mapa ukryta w TYLKO WITASZKOWO - Dzieło przypadkuWitaszkowo, wieś w gminie Gubin, słynne stało się za sprawą znaleziska scytyjskiego. Za jego sprawą niewielkie podgubińskie Witaszkowo można znaleźć w każdej archeologicznej encyklopedii. W 1882 roku witaszkowski wieśniak o nazwisku Leuschke (wówczas wieś nazywała się Vettersfelde) znalazł na swoim polu złoty skarb. W sumie uzbierało się 4,5 kg złotych przedmiotów. Chłop zawiadomił miejscowego wielmożę - księcia Henryka Schoenaicha-Carolatha, a ten berlińskich historyków. Natychmiast odkrycie uznano za sensację. Znalezisko scytyjskich wyrobów uznano za porównywalne z tymi pochodzącymi ze stepów Ukrainy. Zwłaszcza wspaniałą złotą rybę. Według wstępnej interpretacji skarb miał pochodzić z kurhanu scytyjskiego wodza, który rozmyły gwałtowne deszcze. Historycy śmieją się z podobnej historii. W Polsce nie znaleziono żadnego scytyjskiego pochówku. Ponieważ Scytowie zabierali ze sobą zwłoki poległych towarzyszy. Ryba i inne złote przedmioty pochodziły prawdopodobnie z wyposażenia scytyjskiego bogatego wojownika. Zapewne były to elementy pancerza, który oderwali zwycięzcy. Autorem ozdób był prawdopodobnie jakiś grecki, joński wieść o tym skarbie polscy historycy tylko wzdychają. Jego część można oglądać podczas okazjonalnych wystaw w berlińskich muzeach. Tuż przed wojną kopia skarbu - podobno znakomita i też wykonana ze złota - znajdowała się w gubeńskim muzeum. Oryginały dwóch najcenniejszych zabytków zaginęły. Kopie można podziwiać w muzeum w Świdnicy... Nawiasem mówiąc miniony rok był, jeśli chodzi o przypadkowe odkrycia skarbów, wyjątkowy. Na podkrośnieńskiej budowie znaleziono skarb kultury unietyckiej. Z kolei pod Jasieniem grzybiarz natknął się na "sejf" wytwórcy z pobliskiej Wiciny. A o ilu znalezionych skarbach nie wiemy...?
skarby znalezione po wojnie